..
Totalny brak sił. Kolejna pseudo angina. Dziś pierwszy raz po tych kilku dniach wyszłam z chałupy i tam co??? Słoneczko świeci, chmurki płyną po niebie, gołębie na brudnym chodniku gruchają, ach i och i uch, dech w piersiach zabiera. Tak jakby wiosna, bo w sobotę ma znów padać śnieg. Mam nadzieję, że to kłamstwo, bo tego to już bym nie zniosła. I poszłam w rejs! Najpierw do banku. Tam spotkałam starszą panią. To najpierw odnośnie starszych pań. Tak czasem zastanawiam się, czy może mam na czole napisane „pogadam” albo „pogawędka gratis”. Starsze babcie zawsze mnie zaczepiają. Może stać tłum ludzi a babcia odezwie się właśnie do mnie! No nic. W długiej kolejce do okienka usłyszałam o wojnie, tyfusie, cmentarzu, o pożarze w więzieniu, akupunkturze, psach, kotach, odkurzaczach, fryzjerze, toaletach, córkach i wnuczkach i na koniec o bańkach, takich co się je na plecy stawia, jak się jest chorym. No to wtrącam swoje pierwsze zdanie, że takie bańki, to ja też umiem stawiać i że szklane są najlepsze. I tu nastąpił uśmiech starszej pani. Gadka posypała się dalej i tak aż pod tego fryzjera, co włosy podcina, a ona jest umówiona i że jeszcze szczęścia mi życzy i dobrze płatnej pracy, bo za jej czasów.... itd... W sumie to sympatycznie.
Udałam się do guzikowego sklepu po guziki do płaszcza, bo znów zgubiłam dwa. Jeden z tyłu i drugi z kieszeni, co w niej nosze mój mobilny sprzęt radiowy, więc kupno nowego guzika, rośnie do rangi pilnej i poważnej sprawy.
Dalej poszłam w rejs po lumpeksach. Nic mi tak nie poprawia humoru jak wyszukanie odjazdowej bluzki, której w żadnym normalnym sklepie nie dostanę lub też po prostu ciuch jakiś, co się da włożyć. Kupiłam kilka sztuk, min koszulkę w żółte trupie czaszki, bluzę z Riboka dla siorki, bo ona lubi takie. I jedna taką w telefon- dosłownie.
Na koniec jeszcze rynek, tam wydałam na łowoce. I łorzeszki, bo mam parcie na bakalie, to kupiłam dużo, a nawet dużo za dużo. M będzie musiał mi pomóc w konsumpcji.
A na dzień kobiet dostałam krem ( o zgrozo! Żeby mi chłop kosmetyki kupował) i trzy hiacynty w koszyczku, niezwykle są urocze, ale zaczynają kwitnąć i to jest ta zła wiadomość, bo to prawdopodobnie od tego ich aromatu łeb mnie boli. OMG! A stoją te kwiatki na drugim końcu pokoju.
O nie! Teraz dopiero zauważyłam, że uciekła mi „Majka”. Co za mnie za kobieta serialowa, jak ja godzin nie pilnuję! Wczoraj na przykład przegapiłam „na wspólnej”, a to już w moim mniemaniu grzech śmiertelny i czarna rozpacz! Na szczęcie M poklikał, poklikał i już mam ten odcinek na dysku.
Polecam książkę „Całe zdanie nieboszczyka” autorstwa pani Chmielewskiej.
To moja (przyszła, z resztą) teściowa mi takie książki pożycza. Już biorę się na następny tytuł:P
Tyle u mnie.
Dodaj komentarz